Lubisz historie, w których nie wszystko idzie tak, jak powinno? „Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko” to zbiór wyłącznie takich opowieści. Jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie, a Philips to podsumuje i złośliwie wyjaśni, dlaczego ludzie są idiotami, którzy zawsze zrobią coś nie tak, jak powinni.
Niezbyt ładna laurka
W swojej książce Philips obnaża nasze wady. Nasze, czyli ludzi jako gatunku. Jest w nas to, co najgorsze. To, co pcha nas w kierunku zagłady i to nie tylko swojej własnej, ale całego świata. Philips ostrzega, że jeśli ludzie się nie zmienią, to ostatecznie czeka nas zagłada.
Tak jak mieszkańców Wysp Wielkanocnych, którzy wycinali drzewa, by przetransportować ogromne posągi. W końcu musieli zauważyć, że coś jest nie w porządku. Drzewa nie odrastały w takim tempie, w jakim je wycinano. Ale i tak kontynuowano ten proceder. Co musiał sobie myśleć ktoś, kto wycinał ostatnie drzewo? Dlaczego się nie zatrzymał? Ziemia niezwiązana korzeniami drzew ostatecznie podlegała dużo bardziej nasilonym procesom erozyjnym. Nic nie chciało na niej rosnąć, a lud czekał głód.
Próżność, pycha, duma
Philips przywołuje przykłady historyczne potwierdzające, że ludzie niszczy ich własna duma. Przywołuje Sigurda Potężnego, który wracał do domu po wygranej bitwie. Żeby pokazać swoją heroiczność, do siodła przyczepił głowę swojego wroga. Po kilku dniach od wygranej bitwy Sigurd umarł, mimo że nie odniósł żadnych poważnych ran na polu walki. Dlaczego umarł? Zęby wystające z głowy przyczepionej do jego siodła ocierały się o jego nogę. W końcu przerwały skórę i wdarła się infekcja… a że nordyckie ludy w IX wieku kiepsko stały z antybiotykoterapią… to Sigurd umarł zabity przez kogoś, kto od jakiegoś czasu już nie żył.
Sigurd umarł, bo był pyszny. Gdyby zostawił głowę wroga tam, gdzie powinien, to pewnie jeszcze trochę by pożył.
Środowisko
Philips dużo uwagi poświęca środowisku naturalnemu i temu, jak je niszczymy. Mamy przeświadczenie o własnej nieomylności. Zmieniamy bieg rzek. Osuszamy jeziora i zalewamy tereny, które od wieków były pustynią. Przewozimy gatunki roślin i zwierząt na tereny, na których wcześniej nie występowały, doprowadzamy do tego, że stają się zagrożeniem dla rodzimych gatunków. Przykład? 20 królików sprowadzonych do Australii przez pana kolonistę, który chciał w Australii mieć drugą Anglię. 20 królików szybko przerodziło się w miliony królików, a ich inwazja była ciężka do opanowania. Próbowano odstrzałów, trutek, a później zarażania królików różnymi chorobami. Ostatecznie populację przetrzebiła mukowiscydoza. Wirus ten do Australii też dostał się przypadkiem, a nie w wyniku czyjegoś kontrolowanego planu.
Philips udowadnia, że głód jest efektem niewłaściwie przeprowadzonej ingerencji w środowisko. Usuwa się drzewa po to, by mieć miejsce na uprawę. Korzenie nie wiążą ziemi, więc są bardziej podatne na erozję i pustynnienie. Ostatecznie teren nie nadaje się nawet pod uprawy, bo ziemia jest sucha jak pieprz. Nie ma upraw, nie ma jedzenia. Jest głód.
Paliwo przeciwstukowe
Bardzo ważna jest też historia o powstaniu paliwa przeciwstukowego. Otóż odkryto, że kilka różnych substancji można dodawać do benzyny, by silnik lepiej pracował i nie stukał. Wybrano ołów. Dlaczego? Bo jego produkcję można było opatentować, była stosunkowo droga i skomplikowana. Można więc było podnieść cenę benzyny z takim dodatkiem. Chodziło chyba o 10 centów na galonie. Dla tej kwoty zdecydowano się zatruć środowisko. Ołów nie rozpływa się w powietrzu. On jest magazynowany w roślinach, które ludzie jedzą i w samych ludziach, którzy są narażeni na wdychanie spalin zanieczyszczonych ołowiem. Takie zatrucie prowadzi do wielu chorób w tym także psychicznych. Powoduje wysoką śmiertelność wśród niemowląt oraz ich wady rozwojowe. Philips wskazuje nawet, że nastąpił duży wzrost przestępczości właśnie w tym samym czasie, w którym do użycia weszła benzyna ołowiowa. Jak wiele żyć można było uratować, dodając do paliwa innych substancji? Mniej dochodowych, ale bardziej bezpiecznych?
Błędy
Ludzie są zakodowani na popełnianie błędów. Niestety taką mamy naturę. Automatycznie odrzucamy fakty, które nie pasują do naszej teorii. Każdy uważa się za najmądrzejszego i nie przyjmuje poglądów drugiej strony.
I właśnie na tym polega problem. Nasz mózg nienawidzi się dowiadywać, że nie miał racji.
Zwolennik teorii spiskowych dobiera sobie wydarzenia, które ją popierają i odrzuca te, które jej zaprzeczają. Przez to ciężko jest też ocenić rzeczywiste ryzyko jakiegoś działania. Wierzymy ślepo tym, których uważamy za autorytety, nawet jeśli na to zaufanie nie zasłużyli. Ostatecznie największym błędem ludzkości jest nadmierny optymizm i pewność siebie. To właśnie przez nie nie kalkulujemy, tylko myślimy sobie, że jakoś to będzie. Rzadko przygotowujemy się na to, że jednak nie będzie dobrze. Czy to znaczy, że jako ludzkość jesteśmy skazani na zagładę? I tak, i nie. Wszystko zależy od tego, czy w końcu nauczymy się żyć bardziej odpowiedzialnie, szanując innych ludzi, przyrodę oraz po raz pod uwagę to, że nie wszystko i nie zawsze pójdzie tak, jak sobie życzymy. Musimy w końcu nauczyć się o tym pamiętać i wyciągać wnioski z błędów naszych przodków. Jeśli się w porę nie opamiętamy, to będziemy z uśmiechem na twarzy zmierzać ku zagładzie. A kiedy jest ta właściwa pora? Czy może już minęła?